Arena

Tutaj możemy porozmawiać swobodnie, o wszystkim co nam tylko przyjdzie do głowy ;))

Re: Arena

Postprzez Angel4 » środa, 29 maja 2013, 21:59

- Skoro już wszyscy tu jesteśmy, to może się dogadamy - powiedział jeszcze jeden głos, po czym z cienia wyszedł wysoki, ciemnowłosy mężczyzna. Miał na sobie elegancki garnitur i okulary, a jego ciemne, niemal czarne oczy wyrażały okrutną satysfakcję. - Mój tajemniczy przyjacielu - zwrócił się do wciąż ukrytego człowieka - myślę, że możemy współpracować. Ja chcę Lauren, a ty Beatrice. Natomiast Lauren chce Sama, którego mam ja, ale niestety, Beatrice również chce Lauren, co znacznie komplikuje zaistniałą sytuację. Jeśli mi pomożesz, każdy z nas dostanie to czego chce, a potem się rozejdziemy. Skoro one są w sojuszu, dlaczego my nie mielibyśmy być? - całą przemowę wygłosił spokojnym, opanowanym głosem z niewielkim znużeniem i nutką pogardliwego rozbawienia.
- Kim jesteście i czego od nas chcecie? - zapytała Lauren z całej siły zachowując spokój.
- Moja słodka, ja potrzebuję ciebie, a reszta mnie nie interesuje. Ciebie też powinny interesować tylko własne sprawy - roześmiał się w odpowiedzi.
- W istocie interesują. Każdy, kto się ze mną sprzymierza dołącza do mojej drużyny na czas trwania sojuszu. Potem zostaje, lub odchodzi, droga wolna. Ale dopóki działa ze mną, jest pod moją opieką. A skoro jest tu człowiek, który najwyraźniej ma niewyrównane porachunki z moją towarzyszką - wskazała gestem na Beatrice - to i mnie to interesuje, dopóki działamy razem.
- Zaiste, jesteś niezwykła. Piękna i zdeterminowana, a jednocześnie ślepo oddana drużynie wzorowa przywódczyni. Doskonale cię znam, moja droga, jesteś taka sama jak rodzice. Co oznacza również, że nie poddasz się łatwo i będę musiał cię pokonać, co nie powinno być trudne - powiedział wyjmując z kieszeni amulet tytana.
- Spróbuj - powiedziała z dzikim błyskiem w oku ściskając mocno odzyskany amulet Wilczycy.
Do you believe in magic?

Olej szkołę, zostań ninja!

Eret: What game are you playing?
Czkawka: Game of thrones.


cracki rządzą :D

Obrazek
Avatar użytkownika
Angel4
 
Posty: 3404
Dołączył(a): czwartek, 29 grudnia 2011, 14:33
Lokalizacja: Lublin

Postprzez » środa, 29 maja 2013, 21:59

 

Re: Arena

Postprzez BlackRose » czwartek, 30 maja 2013, 13:53

- Czekajcie! - krzyknęła nagle Beatrice, na co wszyscy spojrzeli się na nią ze zdziwieniem. - Teraz... Teraz już wszystko pojęłam. Pokaż się! Nightray...! Aloiso... - jej głos załamał się, gdy wypowiedziała to imię, mimo że bardzo starała się, aby do tego nie dopuścić.
"Zaklęcie Ukrycie opadło, a kilka metrów dalej, przede mną i Honey, ukazał się dość wysoki mężczyzna, na oko 17 - 18 - letni, który miał niebieskie oczy oraz proste, rozpuszczone blond włosy - bardzo długie, bo sięgające aż do pasa. Ubrany był w czarny podkoszulek, na który założona była całkiem rozpięta biała koszula z niezawiniętym kołnierzem, zielone spodnie wojskowe oraz biało - czarne adidasy. Ten oto mężczyzna był moim najgorszym koszmarem - Aloiso".
- To Ty.. nasłałeś na mnie wtedy tego tytana, kiedy byłam w domu Georga. To Ty.. kazałeś temu gościowi mnie śledzić i to TY zostałeś wysłany przez tego cholernego dziada Leo, abyś mnie pojmał! - po raz kolejny krzyknęła Nightray.
- Brawo, ale pozwolisz, że poprawię Cię w jednej sprawie: Żadnemu gościowi nie kazałem Cię śledzić. To był po prostu mój tytan, potrafiący przybierać ludzkie postacie, chyba nie muszę Ci mówić który - bardziej stwierdził niż zapytał. - O! A tak przy okazji: Radzę Ci już nigdy więcej nie chodzić samej po mieście i po ciemnych zaułkach, bo pewnego dnia może skończyć się to dla Ciebie bardzo tragicznie - powiedział złowieszczo.
- Lauren - szepnęła do dziewczyny Beatrice, odwracając twarz ku złotowłosej. - Musimy jakoś od nich uciec, przy okazji odbijając od tego gościa - kątem oka spojrzała się na towarzysza Aloisa. - Twojego brata. Najważniejsze w tym wszystkim jednak jest to, żebyśmy nie rozpoczynały z tą dwójką walki, a zwłaszcza z tamtym blondynem. Lepiej nie lekceważyć jego mocy i starać się nie wchodzić z nim w jakiekolwiek starcia : Uwierz mi.. coś o tym wiem.
"(...) - Kathy! Już po wszystkim Kathy!
- John! Ale on cię postrzelił w serce!
- ... Khe... Nic mi nie będzie. Ja nie mam serca.
- Ale John, do twojej informacji.. Wszyscy mają serce.
- Ale Kathy, moje serce należy do ciebie.
- To ja jestem ranna? (...)" xD
Avatar użytkownika
BlackRose
 
Posty: 2164
Dołączył(a): sobota, 26 stycznia 2013, 12:12

Re: Arena

Postprzez Angel4 » piątek, 31 maja 2013, 19:26

- Rozumiem - skinęła głową - Wilczyco, kochanie zajmij ich na trochę - szepnęła ściskając amulet. - Chodu! - zawołała bez namysłu, gdy tylko tytan pojawił się przed nimi i zaatakował wrogów.
- Myślałaś, że mi uciekniesz? - usłyszały złowieszczy głos, gdy biegły korytarzem prowadzącym do wyjścia. Kilkakrotnie natykały się na małe patrole straży, ale nie stanowiły one dla nich przeszkody. Musiały jak najszybciej oddalić się od swych wrogów.
- Podwójna moc! Ciemny Sen! - usłyszały nagle, ale nie udało im się uniknąć trafienia.
- Szlag! - zawołała po raz kolejny Lauren, gdy obudziła się w celi. - Trixie! Jesteś tu? - zapytała z nadzieją w głosie i odetchnęła z ulgą, gdy usłyszała twierdzącą odpowiedź zza sąsiednich krat.
Do you believe in magic?

Olej szkołę, zostań ninja!

Eret: What game are you playing?
Czkawka: Game of thrones.


cracki rządzą :D

Obrazek
Avatar użytkownika
Angel4
 
Posty: 3404
Dołączył(a): czwartek, 29 grudnia 2011, 14:33
Lokalizacja: Lublin

Re: Arena

Postprzez BlackRose » sobota, 1 czerwca 2013, 13:25

"Ocknęłam się w zimnej i wilgotnej, no cóż - celi. Z moich ust wydobył się cichy jęk bólu, kiedy próbowałam podnieść się z lodowatej posadzki. Strasznie bolały mnie plecy. Kątem oka dostrzegłam dość spore, wklęsłe miejsce na ścianie za mną. Ech - chyba ten, kto mnie tutaj wrzucał, musiał nie być dla mnie nic a nic delikatny, skoro spowodował, że aż tak porządnie przypierniczyłam plecami o ścianę.. Zaraz! A gdzie jest Lauren?! Po chwili usłyszałam jej głos - była celę obok".
Po paru minutach dziewczyny usłyszały dźwięk zbliżających się kroków. Beatrice, mimo pulsującego bólu i po paru nieudanych próbach podniesienia się na równe nogi, w końcu dała radę siąść. Chwilę później przed nią, jak i również przed Honey, ukazały się trzy osoby - Aloiso, gościu, który czegoś chciał od Lauren i jej rodziny oraz na oko dziesięcioletni chłopiec. Nightray szybko domyśliła się iż dzieciak, który miał zakneblowane usta jakąś brudną szmatą oraz związane ręce z tyłu mocnym sznurem, był bratem Lauren.
"Cholera! - co ta dwójka kombinuje?!"
"(...) - Kathy! Już po wszystkim Kathy!
- John! Ale on cię postrzelił w serce!
- ... Khe... Nic mi nie będzie. Ja nie mam serca.
- Ale John, do twojej informacji.. Wszyscy mają serce.
- Ale Kathy, moje serce należy do ciebie.
- To ja jestem ranna? (...)" xD
Avatar użytkownika
BlackRose
 
Posty: 2164
Dołączył(a): sobota, 26 stycznia 2013, 12:12

Re: Arena

Postprzez Angel4 » środa, 19 czerwca 2013, 20:32

Lauren tylko siłą woli powstrzymywała wybuch furii. Nie mogła pokazać, że się boi, jaka jest bezradna. Nie mogła pozwolić, aby zorientowali się, jaka jest słaba. Potrafiła wytrzymać na prawdę dużo, ale wystarczyło zamknąć ją w niezniszczalnej klatce, by całkiem się załamała. Odeszła na drugi koniec celi i zwinęła się w kłębek tyłem do krat. Z dźwięków otoczenia wywnioskowała, że mężczyzna w garniturze uśmiechnął się szyderczo z zadowoleniem, po czym kazał rozwiązać Sama i wepchnąć do sąsiedniej celi, po czym wyszedł. W ten sposób znajdowała się idealnie po środku. Po lewej stronie miała Trixie, po prawej brata. A najgorsze było to, że nie potrafiła nikomu pomóc.
Do you believe in magic?

Olej szkołę, zostań ninja!

Eret: What game are you playing?
Czkawka: Game of thrones.


cracki rządzą :D

Obrazek
Avatar użytkownika
Angel4
 
Posty: 3404
Dołączył(a): czwartek, 29 grudnia 2011, 14:33
Lokalizacja: Lublin

Re: Arena

Postprzez BlackRose » wtorek, 25 czerwca 2013, 21:58

- Ty perfidny... - wycedziła przez zęby szesnastolatka, nie dokańczając.
- Ja też Cię nienawidzę: Z całego serca - odparł spokojnie, po czym uśmiechnął się sarkastycznie.
- Zejdź mi z oczu, nie chcę Cię już nigdy więcej w życiu na nie widzieć - warknęła, a jej spojrzenie, wyrażające jedynie czystą nienawiść, spoczęło prosto na oczach długowłosego.
- Skoro nie chcesz mnie już nigdy widzieć to dlaczego się na mnie patrzysz? Ech - westchnął głęboko, gdy nie padła odpowiedź na jego pytanie, a osoba, do której było ono skierowane, ani na sekundę nie spuściła z jego oczu swego nienawistnego spojrzenia. - Dlaczego?
- Co "dlaczego?"?
- Dlaczego zostawiłaś naszą rodzinę? I to dla kogo? Dla sprzymierzeńców naszych największych wrogów - odpowiedział, z trudem powstrzymując się od krzyknięcia na Nightray. Temat, który obecnie rozpoczynał, wzmagał u niego złość do Beatrice, jednak pewnym było, iż w inny sposób nie dowiedziałby się dlaczego tak właśnie postąpiła - dlaczego zostawiła rodzinę? - a lepszej okazji do tego nie mógłby znaleźć.
- Bo ja taka jak Ty i reszta nie jestem: Nie wrzucam ich wszystkich do jednego worka. To, że w przeszłości tak potraktowali naszą rodzinę to wcale nie oznacza, że i teraz by tak samo z nią postąpili.
- Czyli chcesz przez to powiedzieć, że im to wybaczasz?! Wybaczasz im to świństwo?! - wrzasną na jednooką łowczynię, nie mogąc już tłumić w sobie gniewu.
- Nie. Tego im nigdy w życiu nie wybaczę - przyznała. - Ale to wcale nie oznacza, że będę ich przez to tak nienawidzić, że aż... A z resztą nie muszę Ci tego mówić, bo sam doskonale wiesz o co chodzi.
- Przynajmniej tyle - mruknął pod nosem. - Lecz tak czy siak nie uważasz, że należałaby im się jakaś kara?
- Tym, którym należałaby się kara już dawno nie żyją, a doskonale wiesz, że ci żyjący obecnie, z ich rodziny, na pewno nie mają zielonego pojęcia o tym, co ich klan nam uczynił - stwierdziła, na co Aloiso zgodził się prostym kiwnięciem głowy. - I od razu odpowiadając na Twoje pytanie - szybko dodała, widząc, iż chłopak otwierał już usta, żeby coś powiedzieć. - Wiem, że to, co powiedziałam jest trochę sprzeczne ze sobą, no bo jak można żywić do kogoś urazę, gdy ta osoba, a w tym przypadku osoby, nie wiedzą co ich rodzinka zrobiła w przeszłości? No, ale widzisz: Po dowiedzeniu się czegoś tak okropnego trudno jest o tym zapomnieć. Ciężko jest puścić w niepamięć taki czyn jego sprawcom, a po ich śmierci... nic nie mija. Nadal czuje się to samo, tylko w moim przypadku.. ogólnie do rodziny tych sukinkotów. Mam świadomość, że to jest niesprawiedliwe, ale przynajmniej na pocieszenie wiem, że Ty i reszta naszej rodziny w tej sprawie się zgadza. I tylko w tej - oznajmiła ostro.
- Beatrice - zaczął. - To była Twoja ostatnia szansa na zmienienie zdania i wrócenie do rodziny bez żadnej kary śmierci. Niestety, ale ją zmarnowałaś - spojrzał się smutno na szesnastolatkę. Jutro z samego rana wyruszamy do wioski - dodał, po czym już bez słowa wyszedł z pomieszczenia.
"Siedziałam na posadzce milcząc. Rozmyślałam o tym, jak się niezauważalnie wydostać z tego więzienia i abym tym samym jutro nie musiała wracać do wioski oraz przy okazji uwolnić Honey i jej brata. To może być na prawdę bardzo trudne, tym bardziej, że moje siły jeszcze nie powróciły całkowicie".
Łowczyni westchnęła cicho, po czym podniosła się z podłogi. Pierwsze co poczuła to wprost przeszywający ją ból pleców, przez który ledwo co zdołała ustać na nogach. Po chwili jednak ból w dużym stopniu ustąpił, co bardzo ucieszyło dziewczynę.
- Wodna linia - wypowiedziała szeptem zaklęcie, a po chwili kraty od jej celi zostały we wszelakie sposoby owinięte ów zaklęciem.
Dziewczyna z całych sił ciągnęła do siebie wodne linii, aby tym samym zaciskały się coraz mocniej na kratach. Minęło dobre z 10 minut, gdy w końcu je zniszczyła. Następnie wyszła z celi, po czym podeszła pod celę Lauren. Wyjęła z tylnej kieszeni swoich spodni czarną wsuwkę, dzięki której zrobiła wytrych, tym samym uwalniając łowczynię zza krat. To samo uczyniła z Samem.
"Spojrzałam się na mocno przytulające się rodzeństwo i właśnie uświadomiłam sobie, że nie mamy szans wydostać się stąd we trójkę. Aloiso i jego nowy kolega nam na to nie pozwolą, dlatego jedno z naszej trójki musi zająć się nimi na tak długi czas, żeby dwoje z nas zdołało zwiać stąd bez żadnych większych problemów. Po raz kolejny spojrzałam się na Honey' ów . Uśmiechnęłam się niezauważalnie w ich stronę, po czym podeszłam przed nich. Ech - chyba jednak nie jest mi pisana wolność, ani uniknięcie walki z Aloiso..." .
- Posłuchajcie - nakazała kładąc im dłonie na ramieniu. - Musicie się stąd jak najszybciej zbierać. Ja postaram się jak najdłużej powstrzymać tamtych dwóch, aby Was nie zaczęli ścigać w czasie Waszej ucieczki. Nie mam zbyt wiele siły, dlatego błagam Was: postarajcie się uciec jeszcze szybciej niż umiecie. A! I Lauren - zwróciła się do dziewczyny, wyjmując z tylnej kieszeni swych spodni dwie małe karteczki, na których zapisane były jakieś dziwne znaki. Po chwili podała je łowczyni. - Strzeż tego jak oczka w głowie. Tutaj zawarte są bardzo ważne informacje. Musisz pokazać to mojemu przyjacielowi Georgowi. On, tak samo jak my, jest łowcą Fundacji Huntik i będzie wiedzieć co z tym zrobić. Wystarczy, że powiesz mu, że to ja Ci to dałam - oznajmiła. - Metz będzie wiedzieć, gdzie on mieszka. Nie mogę Tobie w obecnej sytuacji więcej powiedzieć co to dokładnie jest - spojrzała szybko na dwie karteczki. - Ale tutaj chodzi o na prawdę coś mega ważnego, bo o Legendarnego Tytana! A teraz pośpieszcie się! Zaraz pewnie Aloiso i ten drugi typek zorientują się, że nie jesteśmy już zamknięci.
Ostatnio edytowano środa, 26 czerwca 2013, 10:41 przez BlackRose, łącznie edytowano 1 raz
"(...) - Kathy! Już po wszystkim Kathy!
- John! Ale on cię postrzelił w serce!
- ... Khe... Nic mi nie będzie. Ja nie mam serca.
- Ale John, do twojej informacji.. Wszyscy mają serce.
- Ale Kathy, moje serce należy do ciebie.
- To ja jestem ranna? (...)" xD
Avatar użytkownika
BlackRose
 
Posty: 2164
Dołączył(a): sobota, 26 stycznia 2013, 12:12

Re: Arena

Postprzez Angel4 » środa, 26 czerwca 2013, 10:00

- Nie - powiedziała cicho oddając zapiski dziewczynie. - Ty idź. Wydostałaś nas z tych cel i straciłaś dużo sił. Nie wyjdziesz z tej walki cało. Zabierz Sama do mojego domu, wiesz gdzie to jest. Ja ich zatrzymam - pomimo walącego jak młot serca była spokojna i opanowana. Doskonale wiedziała, na co się decyduje, pozostało tylko przekonać Trixie o słuszności jej postępowania i namówić ją do ucieczki, co nie zapowiadało się łatwo.
Do you believe in magic?

Olej szkołę, zostań ninja!

Eret: What game are you playing?
Czkawka: Game of thrones.


cracki rządzą :D

Obrazek
Avatar użytkownika
Angel4
 
Posty: 3404
Dołączył(a): czwartek, 29 grudnia 2011, 14:33
Lokalizacja: Lublin

Re: Arena

Postprzez BlackRose » środa, 26 czerwca 2013, 13:10

- Lauren, proszę - zaczęła. - Lepiej będzie, gdy to ja ich zajmę, a nie Ty. Jak dobrze obie wiemy, straciłam sporo sił, dlatego kiedy będę musiała stąd uciekać wraz z Twoim bratem i napotkam się na jakiś strażników, a na pewno tak się stanie, to mogę mieć małe szanse na ucieknięcie z tego miejsca, a tym samym Sam - spojrzała się na chłopca. - A wtedy z powrotem zostaniemy zamknięci. To samo stanie się z Tobą, bo nie oszukujmy się, ale nie masz z tamtą dwójką jakiś wielkich szans. Pewnie zdajesz sobie sprawę, że gdy ponownie wrócimy do cel, to nie będę już mogła Was po raz kolejny z nich uwolnić. Z resztą Wasza dwójka powinna trzymać się razem! Jesteście w końcu rodzeństwem! Lauren: Czy tylko po to chciałaś uratować Sama, aby teraz go zostawiać?! I to na dodatek z osobą, którą ledwo co znasz? - zapytała. - Weź to - podała łowczyni dwie karteczki. - Weź to i wynoś się stąd ze swoim bratem, tylko pędem. W moim obecnym stanie dam radę dać wam góra 5 minut. Fakt: Nie nie mogę już używać zaklęć, ale mam jeszcze to - sięgnęła za plecy pod bluzę, a po chwili trzymała już w swej dłoni sztylet. - Idźcie już, oni zaraz najpewniej tutaj będą. Nie martwcie się o mnie: Oni nie mogą mnie zabić. Aloiso musi mnie dostarczyć żywą do wioski, a stamtąd jakoś dam radę się wydostać.
"(...) - Kathy! Już po wszystkim Kathy!
- John! Ale on cię postrzelił w serce!
- ... Khe... Nic mi nie będzie. Ja nie mam serca.
- Ale John, do twojej informacji.. Wszyscy mają serce.
- Ale Kathy, moje serce należy do ciebie.
- To ja jestem ranna? (...)" xD
Avatar użytkownika
BlackRose
 
Posty: 2164
Dołączył(a): sobota, 26 stycznia 2013, 12:12

Re: Arena

Postprzez Angel4 » środa, 26 czerwca 2013, 13:20

- Cholera. Nie mamy czasu na kłótnie. Zrobimy tak: odejdziemy stąd jak najdalej, aby uniknąć ryzyka wpływu dwimerytu i wspólnymi siłami teleportujemy stąd Sama. To bardzo ryzykowne, ale zostawienie go tu i próba wydostania zwyczajnie jest dużo gorszym pomysłem. Nie mogę go narażać, ale Ciebie też nie zostawię. Bez względu na wszystko działamy w jednej drużynie i nie ma znaczenia, czy znam Cię rok, czy kilka dni, jeśli stoisz po mojej stronie. A przynajmniej nie przeciw mnie - uśmiechnęła się kwaśno. - To jak? Będziemy stać i gadać, czy zdecydujemy się w końcu na działanie?
Do you believe in magic?

Olej szkołę, zostań ninja!

Eret: What game are you playing?
Czkawka: Game of thrones.


cracki rządzą :D

Obrazek
Avatar użytkownika
Angel4
 
Posty: 3404
Dołączył(a): czwartek, 29 grudnia 2011, 14:33
Lokalizacja: Lublin

Re: Arena

Postprzez BlackRose » środa, 26 czerwca 2013, 13:47

- Ech - westchnęła. - Dobra. Niech będzie, jak Ty chcesz - zgodziła się, chociaż niechętnie. Przewidywała, że w czasie nieuniknionej walki stanie się kulą u nogi Honey. - Chodźmy!
"Biegliśmy ile sił w nogach przed siebie i o dziwo jeszcze nie natrafiliśmy na żadnego strażnika. Z jednej strony to dobrze, lecz z drugiej było to podejrzane. Pewnie już wiedzą o naszej ucieczce i żeby było nam trudniej to wysłali strażników pod samo wyjście".
- Stójcie! - nakazała zatrzymując się. - Tutaj będzie idealnie - stwierdziła. - Sam - zwróciła się do chłopca przykucając przy nim, po czym dając mu dwie małe karteczki z zapisanymi znakami z katedry św. Patryka. - Pamiętaj: Nie zgub tego - po chwili po raz kolejny sięgnęła za plecy pod swą szarą bluzę. - A to dla obrony - dodała podając chłopcu taki sam sztylet, jaki trzymała w drugiej dłoni. - Dobra: Pośpieszmy się i teleportujmy go do Waszego domu.
Łowczynie skupiły się, a po chwili użyły teleportu. Sam został przeniesiony do swego domu.
- To co teraz? - zapytała.
"(...) - Kathy! Już po wszystkim Kathy!
- John! Ale on cię postrzelił w serce!
- ... Khe... Nic mi nie będzie. Ja nie mam serca.
- Ale John, do twojej informacji.. Wszyscy mają serce.
- Ale Kathy, moje serce należy do ciebie.
- To ja jestem ranna? (...)" xD
Avatar użytkownika
BlackRose
 
Posty: 2164
Dołączył(a): sobota, 26 stycznia 2013, 12:12

Re: Arena

Postprzez Angel4 » środa, 26 czerwca 2013, 13:50

- Szczerze mówiąc, nie wiem. Musimy znaleźć jakieś wyjście i nie dać się złapać, na tym polega mój plan.
Do you believe in magic?

Olej szkołę, zostań ninja!

Eret: What game are you playing?
Czkawka: Game of thrones.


cracki rządzą :D

Obrazek
Avatar użytkownika
Angel4
 
Posty: 3404
Dołączył(a): czwartek, 29 grudnia 2011, 14:33
Lokalizacja: Lublin

Re: Arena

Postprzez BlackRose » środa, 26 czerwca 2013, 14:18

- Wydaje się on taki prosty: Szkoda, że w rzeczywistości będzie na odwrót - zaśmiała się Beatrice, siadając na posadzce i opierając się plecami o pobliską ścianę. - Główne wyjście jest strzeżone przez strażników. Łatwo się tego domyśleć, bo żadnego z nich nie ma w pobliżu - rzekła.
"Spojrzałam się na sufit. Jak w tym momencie bardzo bym chciała znaleźć się wszędzie, wszędzie byleby nie być tutaj. No i może po za wioską. Nagle dostrzegłam coś, dzięki czemu wszystko pojęłam. Wstałam gwałtownie na równe nogi".
- A niech mnie piekło pochłonie: Przecież to jest... Iluzja! - krzyknęła, a po chwili zamiast znajdować się w więzieniu była na jakimś pustkowiu. Usłyszała nagle klaskanie.
- Brawo. Tak się właśnie zastanawialiśmy kiedy się w końcu domyślicie - oznajmił Aloiso stojący wraz ze swoim współpracownikiem kilka metrów przed łowczyniami.
- Ale jak.. Skoro to była iluzja, to dlaczego nie mogłyśmy używać zaklęć?
- To bardzo proste - odparł mężczyzna. - Bo są tutaj zakopane dwimeryty.
- A strażnicy?
- To też iluzja.
- Wy sukinkoty!
"(...) - Kathy! Już po wszystkim Kathy!
- John! Ale on cię postrzelił w serce!
- ... Khe... Nic mi nie będzie. Ja nie mam serca.
- Ale John, do twojej informacji.. Wszyscy mają serce.
- Ale Kathy, moje serce należy do ciebie.
- To ja jestem ranna? (...)" xD
Avatar użytkownika
BlackRose
 
Posty: 2164
Dołączył(a): sobota, 26 stycznia 2013, 12:12

Re: Arena

Postprzez Angel4 » niedziela, 30 czerwca 2013, 22:33

- Mhm, świetnie. A teraz może przeniesiemy się w jakieś lepsze miejsce? - zaproponował znużony ,,garniak". Nie czekając na odpowiedź teleportował całą czwórkę do swojego dworku w północnej Anglii. Urządzony w tradycyjnym stylu przywodzącym na myśl nieco średniowieczne zamki pomieszane z osiemnasto- i dziewiętnastowiecznymi dworkami szlacheckimi, dom prezentował się naprawdę nieźle. Pomieszczenia urządzone były w najróżniejszych stylach, praktycznie każde w innym. Gabinet, do którego bezpośrednio trafili, przywodził na myśl miejsce pracy Edgara Allana Poe. Gdyby nie beznadziejność sytuacji, w jakiej się znajdowała, Lauren mogłaby podziwiać architekturę i wystrój domu chyba w nieskończoność.
- Zacznijmy od początku, bo na pewno masz mnóstwo pytań, a jakoś nie było okazji do wyjaśnienia - odezwał się. - Nazywam się Feltonn Scott. Ponad 20 lat temu poznałem dwójkę młodych łowców, Michaela Honey i Aidę Daniels, a także paru innych, ale ta dwójka powinna cię szczególnie zainteresować - uśmiechnął się krzywo. - Postanowiłem dołączyć do ich drużyny. Byliśmy zgraną ekipą, dopóki moja dziewczyna Annie nie odeszła ode mnie po pięciu latach związku. Szukałem jej, ale za dobrze się ukryła. Zrozumiałem wtedy, że odeszła, bo nie mogła dłużej znieść tego, że tak na prawdę jej nie kochałem. Miejsce w moim sercu zajęła inna kobieta, silna, mądra i niezwykle piękna. Miała takie cudowne oczy, w których każdy mógł się zatracić bez pamięci - rozmarzył się, zapominając na moment o obecności trójki ludzi w pomieszczeniu. - Ty również masz te oczy, moja droga - zwrócił się do Lauren powracając do rzeczywistości.
- Tak, wiem jak ludzie na mnie reagują, jak patrzą. Chcę usłyszeć coś, czego jeszcze nie wiem. Porwał pan mnie i mojego brata tylko dlatego, że dawno temu zakochał się pan w mojej matce? - odparła zirytowana.
- Właściwie to nie. Chcę tu zwabić i zemścić się na Aidzie i Michaelu. Kiedy wyznałem jej swoją miłość... Ona tak po prostu mnie odrzuciła. Powiedziała, że bardzo mnie lubi i darzy przyjaźnią, ale ma męża, córkę i na dodatek spodziewa się drugiego dziecka. Nigdy w życiu nie czułem się tak podle. Poprzysiągłem sobie, że odegram się za to, jak mnie zraniła. Niestety, wkrótce później w wyniku niepowodzenia misji zaginęli oboje na 11 lat. Jednak cztery lata temu, Fundacja znowu usłyszała nazwisko Honey. Tym razem należało ono do małej dziewczynki, ale niezwykle zdeterminowanej, aby odnaleźć rodziców. Postanowiłem sobie, że będę ją obserwował, bo na pewno doprowadzi mnie do nich. W tym celu potrzebowałem wtyczki. Jakiegoś szpiega, który będzie mi dostarczał informacji. Wtedy odnalazłem swoją córkę, Angelikę. Okazało się, że to ona była powodem, dla którego Annie mnie opuściła. Szybko zawarliśmy układ i mogłem stale mieć cię na oku.
- Jakim cudem nie wykryłam twojej wtyczki? - zapytała krzyżując ręce.
- Och, to proste. Za bardzo jej ufałaś.
Zapadła długa chwila ciszy.
- Kto - powiedziała.
- Ktoś, kogo najmniej się spodziewasz - odparł uśmiechając się szyderczo. W tym momencie do gabinetu weszła dziewczyna, nie mogąca mieć więcej niż 16 lat. Miała szare oczy i włosy o odcieniu nazywanym ,,mysim blondem". Ubrana była w czarną spódniczkę z cekinami, bluzkę w różowe i czerwone paski, czarne buty i jeansową kurtkę. Nie była piękna, i nie wyróżniała się szczególnie, ale na jej widok Lauren poczuła, jakby ktoś wbił jej nóż w serce.
- Tatusiu, przynoszę ci raport - powiedziała dziewczyna uśmiechając się ze słodyczą.
- Nie teraz skarbie - odparł patrząc na Lauren.
Wiedział, że ją rozpoznała i jego córka niebawem zrobi to samo. O dziwo, ten widok był dla niego przyjemny. W tych pięknych, ciemnoniebieskich oczach widniało tylko jedno nieme pytanie: dlaczego?
- Jak mogłaś mi to zrobić? - zapytała w końcu cichym, głębokim głosem, który brzmiał jak zwiastun burzy.
Dziewczyna obejrzała się i dostrzegła wreszcie blondynkę, a na jej twarzy odmalował się triumf.
- To całkiem proste, miałam dość sierocińca. Kiedy uciekłaś, rozpętało się piekło. Jako twoja najbliższa przyjaciółka zostałam ciężko ukarana, że już nie wspomnę o nienawiści innych dzieciaków, bo wszystkim się oberwało. A ty co? Zostałaś jedną z najlepszych podczas gdy my cierpieliśmy przez ciebie! - traciła panowanie nad sobą, o czym dobitnie świadczył wzrastający ton jej głosu. - Przez trzy lata znosiłam wszelkie udręki i najgorsze prace, zanim łaskawie po mnie wróciłaś! Kiedy jakiś czas temu znalazł mnie tata i zaproponował współpracę, zgodziłam się bez wahania! Wreszcie byłam doceniona, a nie wiecznie w twoim cieniu! Miałam dość takiego życia!
- Jak mogłaś mnie zdradzić, przecież byłyśmy jak siostry. Co się z tobą stało, Felicity? - powiedziała Lauren próbując się opanować.
- Nigdy więcej mnie tak nie nazywaj! - zawołała. - Porzuciłam imię nadane mi przez matkę, tak jak ona porzuciła mnie! Teraz jestem Angelika!
- Ale przecież... ja mam...
- Tak, ale co z tego? Nawet nie wyobrażasz sobie, jak bardzo ci wszystkiego zazdrościłam. Urody, mądrości, zdolności, a przede wszystkim imion. Lauren Angel, prawda, że pięknie? Nawet nie wyobrażasz sobie ile możesz mieć, ile masz! Cudowną rodzinę, piękny dom, wspaniałych przyjaciół, niezwykłe zdolności, no i oczywiście kochającego chłopaka, a jakże!
W tym momencie Lauren nie wytrzymała, łzy właściwie popłynęły same. Rzuciła się w kierunku dziewczyny, ale nagle zmaterializowali się iluzjonistyczni strażnicy i chwycili ją, zanim zdążyła ruszyć choć o pół kroku.
- Nieprawda! Nie mam nikogo! Czy widzisz, aby był tu ze mną ktoś z mojej rodziny czy przyjaciół?! Wyjątek stanowi Trixie, ale jest tu tylko dlatego, że tamtemu gościowi na niej zależy! No i jak zdołałaś się przekonać, moje zdolności na niewiele mi się przydały! Widzisz tylko to co chcesz! Dla twojej informacji, niedawno spotkałam się z twoją matką, która prosiła...
- Dość! Nie będziecie się tu kłócić! Żadnego ,,ale"! - nie dał córce dojść do głosu, która na wspomnienie Lauren o jej matce wyglądała, jakby ktoś wylał na nią kubeł zimnej wody. - Angeliko, idź do swojego pokoju. Panie Nightray, dziękuję za współpracę, to była prawdziwa przyjemność. Zgodnie z umową, dziewczyna jest twoja - powiedział Scott ściskając dłoń Aloiso.
Cholera... Musimy coś wymyślić - powiedziała Lauren, kontaktując się telepatycznie z Beatrice.
Do you believe in magic?

Olej szkołę, zostań ninja!

Eret: What game are you playing?
Czkawka: Game of thrones.


cracki rządzą :D

Obrazek
Avatar użytkownika
Angel4
 
Posty: 3404
Dołączył(a): czwartek, 29 grudnia 2011, 14:33
Lokalizacja: Lublin

Re: Arena

Postprzez BlackRose » niedziela, 7 lipca 2013, 14:21

Dziewczyna spojrzała się smutno na swoją towarzyszkę, już dawno przestała wierzyć, że kiedykolwiek uda im się uciec od Aloiso i tego całego Scotta.
- No, na nas już czas - oznajmił członek rodziny Nightray, ni stąd ni zowąd pojawiając się przy Beatrice i boleśnie zaciskając swoją dłoń na jej ramieniu. Następnie uśmiechnął się triumfalnie.
Dziewczyna syknęła z bólu. Chłopak pociągnął ją w stronę wyjścia, na co łowczyni zaczęła mu się szarpać i wyrywać, oczywiście bezskutecznie.
- Puszczaj! - krzyknęła.
"(...) - Kathy! Już po wszystkim Kathy!
- John! Ale on cię postrzelił w serce!
- ... Khe... Nic mi nie będzie. Ja nie mam serca.
- Ale John, do twojej informacji.. Wszyscy mają serce.
- Ale Kathy, moje serce należy do ciebie.
- To ja jestem ranna? (...)" xD
Avatar użytkownika
BlackRose
 
Posty: 2164
Dołączył(a): sobota, 26 stycznia 2013, 12:12

Re: Arena

Postprzez Angel4 » niedziela, 7 lipca 2013, 22:03

Lauren próbowała wyrwać się z uścisku nierealnych strażników, ale trzymali zbyt mocno. Kolejna zaleta bycia nieprawdziwym. Postanowiła więc skorzystać z ostatecznego rozwiązania. Wiedziała, że jej moc jest bardzo potężna i trudna do kontroli. Mogła w każdej chwili przestać nad nią panować, co groziło śmiercią wszystkich, którzy byli w pobliżu. Ale z drugiej strony, jeśli nie zrobi niczego, do końca życia sobie tego nie daruje. Nie miała zbyt wiele czasu na podjęcie decyzji, musiała działać błyskawicznie. Rozluźniła ciało, zamknęła oczy i wyobraziła sobie ogień. Widziała go, słyszała i czuła, dzięki wyobraźni. Nie wiedziała do końca co robi, działała instynktownie zdając się na przeczucia. Następnie wspomniała targające nią od dłuższego czasu uczucia. Rozpacz, ból, wściekłość, niemoc, strach, troska, żal, zawód, rozczarowanie, bezsilność, oraz inne. Wszystkie zlały się w jedno i połączyły z ogniem. Furia. Dzika wściekłość. Ogień. Dym.
Otworzyła oczy czując zapach dymu. Strażnicy zniknęli, jej włosy powiewały lekko, a wzdłuż pasm tańczyły drobne języczki ognia. Niebieskie tęczówki przybrały barwę krwistej czerwieni, a w źrenicach ukazały się płomyki. Unosiła się kilka centymetrów nad ziemią, a spod jej stóp wypływały w różnych kierunkach rzeki płynnego ognia. Furia. Dzika furia. Wściekłość i ogień. Ból.
Zamrugała kilka razy. Spanikowała i moc wymknęła jej się spod kontroli. Opadła na ziemię, a z jej ciała znikły ogniste akcenty. Rozejrzała się dokoła z przerażeniem w oczach. Ogień pochłaniał coraz więcej i więcej. Słyszała wrzaski wrogów, krzyk Trixie i jeszcze inne głosy. Zewsząd bił potężny blask pożaru, dym wdzierał się do płuc, przesiąkał całe ciało. Dawało się odczuć potężne ciepło, temperaturę zbyt wysoką do zniesienia i niebezpieczeństwo.
Budynek płonął.
Do you believe in magic?

Olej szkołę, zostań ninja!

Eret: What game are you playing?
Czkawka: Game of thrones.


cracki rządzą :D

Obrazek
Avatar użytkownika
Angel4
 
Posty: 3404
Dołączył(a): czwartek, 29 grudnia 2011, 14:33
Lokalizacja: Lublin

Re: Arena

Postprzez BlackRose » środa, 10 lipca 2013, 21:26

- Wietrzna linia - z ust Aloiso wydobyła się nazwa zaklęcia, a po chwili ogromny podmuch wiatru rozstąpił na dwie strony płomienie, otaczające zewsząd chłopaka oraz dziewczynę, odgradzając im tym samym drogę prowadzącą na zewnątrz budynku. W przypadku dymu, dostającego się w błyskawicznym tempie do nozdrzy i odbierającym powietrze, było tak samo. Wokół ów dwójki łowców momentalnie ukazały się jasnoróżowe linie. Nie pozwalały one na przedostanie się ognia, ani wydzielanego przez niego dymu, do członków rodziny Nightray.
- Aloiso! Musimy zawrócić! - rozkazała głośno i stanowczo Beatrice, chcąc wyrwać się z brutalnego uścisku niebieskookiego, na nadgarstku. Bezskutecznie. - Musimy pomóc Lauren!
"Boli. Tak bardzo boli mnie nadgarstek. Zaczyna mi sinieć cała dłoń. Nie dochodzi do niej krew. Chcę, aby to wszystko się już skończyło, a najlepiej niech okaże się tylko złym snem, koszmarem z którego obudzę się jedynie z krzykiem i potem na czole. Z chęcią w tym momencie parsknęłabym śmiechem, nie wydostanę się. Nie ucieknę, bo prędzej, czy później czeka mnie jedno - śmierć. Dotarło to do mnie dopiero teraz, dwóch latach, po mojej ucieczce z wioski, z lochów.. Było to dzień przed moim wyrokiem. Ech. Wiele razy, nocami zimnymi i zachmurzonymi, a nawet burzowymi, wyobrażałam sobie jak to będzie, gdy po krwawych katuszach, ledwo żywa, zostanę przywiązana grubymi i mocnymi sznurami do pala wbitego w samym środku rynku wioski. Następnie zaś Leo - lider Nightray' ów - ... Brrr. Zawsze po moim ciele przechodzą dreszcze, jak tylko stwarzałam w myślach scenę podpalania mnie na stosie. Tak - już wiem w jaki sposób umrę. Widziałam to już od momentu, kiedy tylko sprzeciwiłam się decyzji klanu".
- Ty sobie chyba ze mnie żarty stroisz?! - oburzył się długowłosy, wzmacniając uścisk na nadgarstku brązowowłosej. Dziewczyna zacisnęła zęby czując kolejną falę bólu. - Po pierwsze nie mam zamiaru pomagać sprzymierzeńcom moich wrogów, a po drugie chcę mieć pewność, że mi nie uciekniesz, jak Cię puszczę - oznajmił.
- Proszę - szepnęła jedynie, patrząc się z błaganiem w oczach w oczy towarzysza. Aloiso obdarował ją w zamian dziwnym spojrzeniem.
"To jego spojrzenie. Pamiętam je. Ono mnie przeraża.. Identycznie na mnie patrzył, kiedy nie zgadzałam się z decyzją rodziny. Kiedy za to, za "karę", rozkazano mu wydłubać mi lewe oko. Gdy błagałam go wtedy na kolanach o litość, a on i tak wykonał dane mu polecenie, po czym zostawił samą. Na pastwę losu...".
- W obecnym stanie nie dam rady Ci uciec - stwierdziła zgodnie z prawdą. - A Lauren sama pomogę, ale kto pomoże mi jak nie Ty?
Chłopak przez dłuższą chwilę nie odpowiadał szesnastolatce. Podjęcie decyzji w chwili obecnej było dla niego nie lada wyzwaniem. Wykonać rozkaz i natychmiastowo przyprowadzić Beatrice do wioski? A może pomóc jej w uratowaniu przyjaciółki z ryzykiem, że po tym mu ucieknie i będzie trzeba jej poszukiwać przez następne dwa lata?
- ... Dobra. Pomogę Ci - zgodził się, a po momencie biegł już wraz z jednooką w stronę pomieszczenia, w którym znajdowała się Honey.
- Lauren! - krzyknęła, szukając wzrokiem po pokoju złotowłosej. - Lauren!
"(...) - Kathy! Już po wszystkim Kathy!
- John! Ale on cię postrzelił w serce!
- ... Khe... Nic mi nie będzie. Ja nie mam serca.
- Ale John, do twojej informacji.. Wszyscy mają serce.
- Ale Kathy, moje serce należy do ciebie.
- To ja jestem ranna? (...)" xD
Avatar użytkownika
BlackRose
 
Posty: 2164
Dołączył(a): sobota, 26 stycznia 2013, 12:12

Re: Arena

Postprzez Angel4 » środa, 10 lipca 2013, 23:21

- W porządku, nic mi nie jest! - krzyknęła podnosząc się z podłogi. We włosach miała popiół, ubranie było lekko przypalone, a na dłoni widniała niewielka rana. - Uciekaj stąd, poradzę sobie! Jeszcze muszę coś zrobić - powiedziała dostrzegając z trudem przez ścianę ognia, jak dziewczyna wycofuje się z pokoju. Ruszyła w przeciwną stronę, do drugiego wyjścia. Ogień rozprzestrzeniał się szybko, wiedziała, że ma mało czasu. Solidnym kopnięciem pozbyła się drzwi i wyszła na korytarz. Nie znała kompletnie budynku, w którym się znajdowała, więc sprawdzała wszystkie pomieszczenia z nadzieją, że znajdzie to, czego szuka.
W tym samym czasie, przed domem zjawili się Metz, Guggenheim oraz Aida i Michael Honey. Wysiedli z samochodu dokładnie w chwili, gdy Feltonn Scott się ewakuował i wpadł prosto na nich.
- Długo się nie widzieliśmy - mruknął.
- Co tam się stało? - zapytał Metz.
- Nie mam pojęcia. Ogień pojawił się znikąd, to musiało być zaklęcie - odparł.
- Lauren - szepnęli jednocześnie państwo Honey.
- Tylko ona mogła zrobić coś takiego - potwierdził Guggenheim. - Dobra Scott, zabieramy cię do więzienia. Jesteś aresztowany za zlecenie szpiegowania, napaści i porwania dzieci Aidy i Michaela.
- Zaraz, a co z pożarem? Przecież tam jest moja córka! - zawołał.
- Przez ciebie moja też! I lepiej będzie dla ciebie, jeśli przeżyje - wycedził przez zęby Michael.
- Musimy się tam dostać i pomóc im - powiedziała Aida patrząc po wszystkich.
Lauren z trudem przemierzała kolejne korytarze, coraz gorzej znosząc duszący dym i wysoką temperaturę. W końcu, w jednym z ostatnich pokoi znalazła to, czego szukała. A raczej kogo.
- Pomocy! - usłyszała cichy krzyk. Osłaniając twarz rękawem swetra weszła do pokoju i zobaczyła rękę wystającą z mieszaniny kamienia, drewna i ognia.
- Już jestem, spokojnie, wszystko będzie dobrze - powiedziała, po czym rzuciła się w stronę sterty i zaczęła ją rozgarniać. Tak jak przypuszczała, część stropu się zawaliła i uwięziła jej byłą najlepszą przyjaciółkę.
- Lauren! Przepraszam, tak strasznie przepraszam! - zawołała, gdy dziewczyna w końcu się do niej dokopała.
- Cicho, już dobrze. Jestem przy tobie - szepnęła chwytając jej dłoń i siadając obok.
- Nie dasz rady mnie ocalić, prawda? - zapytała ze łzami w oczach.
- No jasne, że dam - zapewniła szybko, jednak widząc jej wzrok westchnęła. - Felicity... - zawahała się, jednak nie widząc sprzeciwu kontynuowała. - Ja... Ja nie wiem.
- Nie ma sprawy, przecież sobie zasłużyłam - powiedziała wbijając wzrok w resztki sufitu.
- To nie tak...
- Lauren - spojrzała jej prosto w oczy - choć jeden raz bądź ze mną na prawdę szczera. Jakie mam szanse na przeżycie?
- Małe - odpowiedziała, po czym z jej niebieskich oczu popłynęły łzy. Szare tęczówki City również się rozmyły. Lauren nie miała serca mówić jej, że w rzeczywistości było jeszcze gorzej. Olbrzymia płyta z drewna, kamienia i betonu, która przygniotła i najprawdopodobniej zmiażdżyła nogi przyjaciółki była zbyt ciężka dla jej zmęczonego ciała i po prostu nie była w stanie jej podnieść, choćby próbowała w nieskończoność.
- Uciekaj - powiedziała nagle. - Uratuj chociaż siebie, jeśli nie jesteś już w stanie pomóc mnie.
- Jestem w stanie ci pomóc, dopóki żyję - odparowała błyskawicznie.
- Nie bądź głupia, nie poświęcaj się dla mnie. Ty masz szansę być szczęśliwa. Masz kochających rodziców, brata, przyjaciół. Możesz mieć wszystko czego zapragniesz.
- To dlaczego chłopak, którego w końcu pokochałam po długim czasie błądzenia po labiryncie uczuć, od dawna nie daje znaku życia?!
- A, tu cię mam. Już wiesz, dlaczego tak się zachowujesz? Dlaczego krzyczysz na wszystkich, masz depresję i nie potrafisz cieszyć się życiem? Ty tęsknisz. Umierasz z tęsknoty, dlatego nie chcesz iść. Wcale nie chodzi o mnie, doskonale wiesz, że nic dla mnie nie zrobisz, a mimo to zostajesz, choć masz coraz mniej czasu. Chcesz to zakończyć Lauren. Boisz się nieuniknionego bólu i dalszego cierpienia, więc masz nadzieję, że skończy ci się czas i zginiesz. Ale ja na to nie pozwolę, rozumiesz? Masz się stąd wynosić w tej chwili, żyć dalej i być szczęśliwa, dla mnie. Nie wyrzucisz tak po prostu naszej dziesięcioletniej przyjaźni do kosza, nie jesteś mną. Wciąż dużo dla ciebie znaczę, więc zrób mi ostatnią przysługę i zwiewaj z tego cholernego domu!
Lauren wiedziała, że ona ma rację. Chociaż na prawdę chciała tu zostać tylko dla przyjaciółki, to reszta była prawdą. Ostatkiem sił wstała, rzuciła zaklęcie Przenoszenie, po czym wyciągnęła City spod płyty.
- Teraz możemy iść.
- Nigdy się nie poddasz? - uśmiechnęła się.
- Powinnaś już wiedzieć - odparła.
Powoli posuwały się w kierunku wyjścia, a Lauren coraz szybciej opadała z sił. Kiedy wreszcie dotarły do dużych schodów prowadzących do wyjścia, ich czas się skończył. Budynek się zawalił, a ostatnie co zdołały zrobić, to skoczyć wprzód, ze schodów.
Po jakimś czasie, ekipa ratunkowa wydostała wreszcie dziewczyny ze zgliszczy. Błyskawicznie przetransportowano je do NYC, gdzie mieściła się główna siedziba szpitala FH. Ciężko ranne, poparzone i całkowicie wyczerpane przespały kilka kolejnych dni.
Do you believe in magic?

Olej szkołę, zostań ninja!

Eret: What game are you playing?
Czkawka: Game of thrones.


cracki rządzą :D

Obrazek
Avatar użytkownika
Angel4
 
Posty: 3404
Dołączył(a): czwartek, 29 grudnia 2011, 14:33
Lokalizacja: Lublin

Re: Arena

Postprzez Goździk » wtorek, 23 lipca 2013, 11:51

//Coś słabo z tą areną... :(
Goździk
 
Posty: 144
Dołączył(a): piątek, 5 lipca 2013, 17:07

Re: Arena

Postprzez BlackRose » niedziela, 25 sierpnia 2013, 22:22

"Moje powieki powoli zaczęły podnosić się ku górze. Ciemność. Zewsząd ogarnia mnie tylko ciemność. Zimno mi. Nadgarstki mam przykute wysoko do ściany, chropowatej i gdzieniegdzie popękanej. Ciężkimi kajdanami, przez które nie mogę korzystać ze swych mocy. Jestem głodna i chce mi się pić. Nie ma w tym z resztą nic dziwnego - nie miałam niczego w ustach od ponad... No właśnie - ile ja już tu jestem? Straciłam poczucie czasu. Tylko jedna rzecz w tym momencie mnie zastanawia - dlaczego Leo tak długo zwleka z moim wyrokiem? Nawet zabronił mnie choćby palcem tknąć! Co ten stary pryk kombinuje?! Nagle moich uszu dochodzi dźwięk przekręcanego w zamku klucza, po czym skrzypienie otwieranych drzwi. Odwracam twarz i przymrużam oko. Światło z zewnątrz razi mnie w nie. Dopiero po dość długiej chwili przyzwyczajam się do jasności, która zastąpiła egipskie ciemności. Zwracam spojrzenie ku postaci stojącej w wejściu do mej celi. To jest pierwsza osoba, która, od czasu uwięzienia mnie, przyszła mnie "odwiedzić"".
- Ile to już dni minęło? - zapytała.
- Dzisiaj już dokładnie tydzień - padła odpowiedź, po czym zapanowała głucha cisza. Żadne z dwójki nie zamierzało jej przerywać.
- Aloiso? - w końcu odezwała się Beatrice.
- Hmm?
- Po co tu przyszedłeś, bo na pewno nie w odwiedziny..
- ... Jutro w południe zostanie wykonana twoja egzekucja - oznajmił poważnie. Następnie odwrócił się i wyszedł bez słowa z pomieszczenia, zamykając za sobą drzwi na klucz.
"Słowa Aloiso bez ustanku chodzą mi po głowie. Czy ja na prawdę muszę tak skończyć? W tak beznadziejny sposób.. Są nikłe szanse, że dam radę uciec z tego bagna. Wtedy były o wiele większe...".
Dość szybko nastała noc, po czym nie ubłagalnie ranek. Zostało jeszcze około sześciu godzin do południa. Do egzekucji jednej z Nightray. Dziewczyna czas ten przeznaczyła na obmyślanie planu ucieczki, który z góry miał skończyć się niepowodzeniem. Miał, gdyż z cudem się powiódł. Zdołała nawet odzyskać swoje tytany, co już do cudu zaliczyć nie można było - to coś znacznie większego. Uczyniła to ona, na pierwszy rzut oka, w dość prosty sposób. Chociaż w rzeczywistości było to....
"Gdy prowadzona byłam na rynek wioski, z rękoma skutymi kajdanami na plecach - uniemożliwiającymi korzystanie z zaklęć - widowiskowo przez nie przeskoczyłam. Odepchnęłam od siebie wcześniej - z całej siły - swego Kata, przy pomocy ramienia. Moje skrępowane nadgarstki dzięki temu znalazły się przede mną. Po chwili przewróciłam się. Nie, nie przez przypadek - specjalnie. W czasie osuwania się na ziemię potajemnie zabrałam, przyczepioną do kieszeni spodni mego przyszłego zabójcy - ostro zakończoną - czarną wsuwkę, z którą praktycznie się nie rozstawał. Przynajmniej wydawało mi się, że było to po kryjomu. Na pewno zręcznie. Następnie w trymiga schowałam ją za swoją bluzkę. Przebiłam nią skórę na piersi. Oczywiście nie tak głęboko, aby popłynęła krew. Wtedy mój plan dobiegłby końca... Podobnie jak ja przedwcześnie.. Zostałam w pewnym momencie brutalnie podniesiona na równe nogi. Poczułam rwący ból w przedramieniu. Za nie właśnie Kat mnie podniósł. Syknęłam. "Idź" - usłyszałam za sobą warknięcie. Pchnięto mnie do przodu. Tak! - jak przewidziałam! Nie przekuto moich nadgarstków z powrotem za plecy. Pewnie nawet by tego nie spróbowano zrobić! Było zbyt duże prawdopodobieństwo, że w czasie tego użyłabym jakiegoś zaklęcia i uciekła przed "nieuniknionym". I właśnie bym tak zrobiła! Resztę drogi przeszłam już spokojnie, choć niechętnie. Z przeogromną chęcią rzuciłabym się na ludzi, którzy bez ustanku kierowali w moją stronę wszelakie obelgi oraz rzucali różne rzeczy. Całe szczęście nie znalazło się w nich nic ostrego, twardego, ani czegoś, co by mnie pobrudziło, np. pomidory (xD). Najgorsze w tym wszystkim było jednak to, iż oni wszyscy byli członkami mojej rodziny! To najbardziej bolało - świadomość, że wszystkie najbliższe twemu sercu osoby nienawidzą cię i jedyne czego pragną to twojej.. śmierci... Mocne pociągnięcie za włosy zatrzymało mnie. Spojrzałam się przed siebie. Prosto, na wbity w ziemię pal i ułożone wokół niego różnej wielkości gałęzie. Przełknęłam głośno ślinę. Nadszedł czas na ten najgorszy moment - spalenie na stosie. Dużo czasu nie minęło, kiedy mój przyszły morderca, oraz parę innych osób, przywiązali moje nadgarstki ciasno do pala. Pod samymi piersiami. Grubą liną, tak, że moje plecy zwrócone były ku 'widzom'. Wyrywałam się tak bardzo, że gdyby zrobiliby to w inny sposób, wówczas musieliby mnie chyba ganiać po rynku. Po chwili zostało oficjalnie wyczytane moje "przewinienie". To, za które muszę ponieść karę taką, a nie inną. W następnej kolejności Kat podpalił stos. Momentalnie zrobiło mi się duszno, a do nozdrzy zaczął dochodzić zapach dymu. Wiedziałam, że musiałam się śpieszyć. Zaczęłam sięgać do miejsca, w którym znajdowała się wsuwka. Niestety, nastąpiły pewne komplikacje. Zostałam tak unieruchomiona, że nie mogłam dosięgnąć do ów przedmiotu. Z sekundy na sekundę temperatura drastycznie zwiększała się, dym coraz bardziej pozbawiał mnie tlenu, a płomienie zbliżały się do moich stóp. Ciężko było mi zachować spokój w tak stresującej sytuacji. Jeszcze mocniej przywarłam ciałem do pala, lecz to niewiele pomogło. Nadal nie mogłam dostać do wsuwki, mimo iż dystans pomiędzy nią, a mymi palcami, znacznie się zmniejszył. Uczyniłam to samo co przed paroma chwilami. Jest! Udało się! Zaczęłam szybko robić wytrych, wcześniej "drapiąc" sznur ostrą częścią wsuwki, dzięki czemu doprowadziłam do "osłabienia" go. Potrzebne to było, żebym, po uporaniu się z kajdanami, spokojnie mogła go rozerwać. Mam tylko nadzieję, iż nikt tego nie dostrzegł. Poczułam luz na nadgarstkach, co od razu wykorzystałam. Rozerwałam linę, po czym użyłam "Widziadła myśli". Stworzyłam iluzję przedstawiającą mnie przed uwolnieniem się. Rozpięte kajdany oraz rozerwana lina stały się niewidzialne, podobnie jak ja, co było drugą z właściwości owego czaru. Stałam przez dość długą chwilę, niewidoczna dla wszystkich, przyglądając się swemu dziełu. Później prędko pokierowałam się w stronę budynku, w którym znajdowały się moje tytany. Gdy znalazłam się przed jego wejściem poczułam nagłe osłabienie. Błyskawicznie odskoczyłam od drzwi. "Bariera uniemożliwiająca korzystanie z zaklęć" - powiedziałam szeptem. Gdy się przez nią przejdzie, wówczas traci się zdolność używania czarów, wzywania tytanów, a zaklęcia "długotrwałe", takie jak "Widziadło myśli", przestają działać. Jedynie osoba, która postawiła ów barierę może w niej używać zaklęć oraz tytanów, czyli na pewno nie ja. Mówiąc prościej - jeśli wejdę do tego pomieszczenia to tak jakbym dobrowolnie oddała się karze śmierci. Tej samej, przed którą niedawno uciekłam... Z drugiej jednak strony bez tytanów sobie nie poradzę... Ech, raz kozie śmierć. Wchodzę. Po chwili byłam już w środku. Miałam świadomość, iż muszę się spieszyć. Szybko zabrałam się do szukania stoliczka, na którym położone były mojego skarby - w dosłownym znaczeniu owego słowa. Podejrzany dźwięk z końca pokoju przerwał moje poszukiwania. Dostrzegłam w pewnym momencie Syriusza - mego brata ciotecznego. Znajdował się około metra przede mną. Przestraszyłam się na jego widok. Nie wiedziałam czego mogę się po nim spodziewać - w końcu miałam być już dawno kupką popiołu, a nie stać przed nim cała i zdrowa... mniej więcej. Z pierwszym krokiem chłopaka cofnęłam się do tyłu. Moje plecy "spotkały się" ze ścianą. Syriusz zatrzymał się, by następnie ruszyć ponownie przed siebie - chwiejnym krokiem. Kiedy znalazł się kilka centymetrów przede mną poczułam od niego woń alkoholu. Na ten zapach zebrało mi się na wymioty, a nos wprost wykręcił w drugą stronę. "Beatrice! Moja kochana! Wypuścili cię!" - krzyknął uradowany, z "tym" pijackim akcentem. Przytulił mnie mocno. Zbyt mocno... Nie wiedząc jak się zachować poklepałam go dłońmi po plecach. W myślach błagałam, żeby ta cała scena szybko się zakończyła. Pewnie już dawno jestem szukana przez swoją jakże "kochaną rodzinkę". Mam tylko nadzieję, że jeszcze nie wpadli na to, że poszłam po swoje tytany. "ZzzzzzzzzzZzzzzzzzzz" - usłyszałam dość głośny dźwięk chrapania. Biedak z tego Syriusza - zasnął jak dziecko. Na stojąco na dodatek! Dużo czasu nie minęło, gdy położyłam go na podłodze, pozwalając mu dalej spać. Przynajmniej nie musiałam szukać już swych amuletów, w których to znajdowały się moi tytani. Leżały one na stoliku obok mnie. Już niewiele myśląc, błyskawicznie je zabrałam. Przy okazji wzięłam również należący do mnie sztylet, już niedawno leżący przy moich skarbeńkach. Skierowałam się żwawym krokiem do wyjścia, chowając jednocześnie swoich siedem amuletów do kieszeni bluzy. Ósmy zaś powiesiłam na szyi. Sztylet nadal dzierżyłam w dłoni. Zatrzymałam się gwałtownie, już bezpośrednio przed wyjściem, i wprost skamieniałam. Cały budynek został otoczony przez Nightrayów. Na czele z Leo! "Zostaw swoje tytany i sztylet tam, gdzie stoisz i wyjdź na zewnątrz z rękami podniesionymi do góry! Tylko bez żadnych sztuczek!" - nakazał mi lider klanu. "Miej dodatkowo świadomość, iż jeżeli sama dobrowolnie nie wyjdziesz to my pójdziemy po ciebie!" - dodał po krótkiej chwili. Cofnęłam się o parę kroków do tyłu. Moja dłoń aż posiniała, gdy ścisnęłam w niej swą, na chwilę obecną, jedyną użyteczną broń. "Zostawcie ją wy dranie!" - ze środka pokoju odezwał się mój brat cioteczny. Najwyraźniej musiało mu się źle spać, skoro tak szybko się obudził. Z trudem powstrzymałam się od roześmiania, widząc minę najważniejszego w rodzinie. Nie spodziewał się chyba takiego przebiegu akcji. Dla dokładności takiego, iż istnieje jeszcze jakakolwiek osoba z klanu, która będzie za mną stać. Chociaż.. Po człowieku pod wpływem alkoholu należy się wszystkiego spodziewać. Syriusz po chwili podniósł się z podłogi. Zrobił parę chwiejnych kroków do przodu, po czym upadł z hukiem na posadzkę. Około ćwierć metra ode mnie. Paru z Nightrayów, na rozkaz Leo, wbiegło do budynku. Odskoczyłam prędko do tyłu. Stanęłam w pozycji bojowej, szykując się na atak ze strony członków swego klanu. Atak, który szybko nastąpił. Było pięcioro dorosłych mężczyzn na jedną drobnej postury, jednooką i niedawno co prawie spaloną na stosie szesnastolatkę - mnie! O tyle dobrze, że żadne z walczącej ze mną piątki z pewnością nie może używać zaklęć ani tytanów. Oczywiście do czasu, gdy z powrotem nie wyjdą na zewnątrz budynku. To oczywiście moich szans nie wyrównywało na wyjście cało z ów starcia. Nawet jeśli ja posiadałam sztylet, a oni tylko gołe pięści. "Oddawaj to, co mi zabrałaś, ty Smarkulo" - powiedział ostro jeden z pięciorga mych przeciwników. Był to Martin - mój wujek i zarazem niedoszły Kat.. Od razu domyśliłam się, iż chodzi mu o wsuwkę, którą mu zakosiłam. Uśmiechnęłam się sarkastycznie do właściciela rzeczy, dzięki której jeszcze jestem wśród żywych. Następnie wyjęłam ją z tylnej kieszeni spodni. "Pewnie mi nie uwierzysz, ale miałam zamiar ci ją oddać... i właśnie teraz to zrobię!" - a mówiąc to rzuciłam wsuwkę gdzieś w bok. Wujek, niewiele myśląc, zaczął ją szukać. "Przynajmniej o jednego przeciwnika mniej" - pomyślałam, unikając prawego sierpowego. Nigdy chyba nie pojmę co takiego wyjątkowego jest w tej wsuwce, że wujek Martin wprost tak o nią dba. W pewnym momencie potknęłam się o leżącego plackiem na podłodze Syriusza. Mój upadek był niestety dość bolesny i w czasie niego sztylet wyśliznął mi się z dłoni. Kiedy już do niego sięgałam, niespodziewanie ktoś go tak kopnął, że w przeciągu kilku sekund znalazł się na samym końcu pomieszczenia. Podniosłam wzrok na osobę stojącą przede mną. No tak - gorzej to już raczej być nie może. "O! Leo Nightray we własnej osobie! Cóż za zaszczyt!" - zakpiłam. Wiedziałam, iż to tylko pogorszy moją obecną sytuację, ale nie mogłam się powstrzymać. Z resztą i tak ten cholerny staruch by mnie kiedyś dorwał z zamiarem ukatrupienia, więc to jak się do niego i o nim wyrażam z pewnością nic by nie zmieniło w jego planach. Planach, związanych ze mną - niestety. Leo uniósł nagle swą dłoń ku górze. Na ten gest szybko zacisnęłam oko i spuściłam głowę w dół. Byłam na sto procent pewna, iż to właśnie on postawił barierę uniemożliwiającą korzystania z magicznych zdolności łowców na ten budynek i przez to ma możliwość używania w nim pełni swoich sił. Prędko okazało się, że się co do tego myliłam. Gdy długo nie nadchodził cios Leo, powoli otworzyłam oko. Uniosłam głowę ku górze. To, co ujrzałam zdziwiło mnie bardzo. Lider rodziny - podobnie jak piątka moich byłych przeciwników - byli cali skrępowani przez Ognistą linę. Dowódca klanu w lewej dłoni trzymał drewniany scyzoryk, który upadając na posadzkę wydał z siebie brzdęk. Spojrzenie członka klanu Nightrayów, wyrażające na chwilę obecną tylko czystą nienawiść, zwrócone było na... Syriusza! Ku memu zaskoczeniu - podobnie jak innych z klanu, stojących na zewnątrz - to właśnie ON był tym, który postawił barierę na ten budynek. Nagle roześmiałam się, uświadamiając sobie pewną rzecz. " - Hej! Leo! Jakiś ty głupi! Zamiast samemu postawić TAKĄ barierę to wyznaczyłeś do tego Syriusza?!" - nie mogąc powstrzymać się od śmiechu, stukałam się palcem w głowę. Ten gest pokazać miał, co myślę o Leo. O tym jak mało jest inteligentny, a jego decyzje równie nieprzemyślane. Po mimice jego twarzy dało się poznać, iż moja uwaga ledwo co wyprowadziła go z równowagi. No, ale teraz to nie jest najważniejsze. Teraz trzeba się jakoś stąd niezauważalnie zmyć - i to jak najszybciej! Niestety, los chciał, żeby to nie poszło mi tak łatwo jak bym chciała. W dłoniach, nieskrepowanych jakimikolwiek linami, ani niebędącymi w środku bariery, członków rodziny Nightray pojawiły się wszelakie zaklęcia ofensywne. Głównie te należące do owego klanu. Całe szczęście pomoc - niczym zbawienie - szybko nadeszła. Poczułam czyjąś ciepłą dłoń na swoim ramieniu. Nie musiałam się odwracać, aby wiedzieć, iż jej właścicielem jest mój brat cioteczny. Zaczęłam mieć nagle dziwne wrażenie, że mogę już używać zaklęć i tytanów. Chcąc sprawdzić, czy moje przeczucie jest prawdziwe, po raz kolejny w tym dniu postanowiłam użyć Widziadła myśli. Byłam bardzo mile zaskoczony, gdy czar zadziałał. Stworzyłam iluzję samej siebie, a ja stałam się niewidzialna. Zrobiłam te dwie rzeczy w tym samym czasie, przez co bez wątpienia nikt nie dostrzegł, kiedy go użyłam. Następnie, niewidoczna dla wszystkich po cichu wyszłam na zewnątrz. Kolejno, przy użyciu Ognioportu, przeniosłam się za tłum członków swojej rodziny. Przeszłam kawałek i nadal ukrywana przez Widziadło myśli zaczęłam biec. Na chwilę tylko spojrzałam się za siebie przez ramię. Ech - mam nadzieję, iż za pomoc mi nie skażą Syriusza na karę śmierci. Zaklęcie przestało działać, jak już znalazłam się za terytorium wioski".
Łowczyni po raz kolejny zasmakowała wolności, choć ograniczonej. Teraz biegła ile sił w nogach. Chciała znaleźć się jak najdalej od wioski. Od członków swej rodziny. Zmęczona nieustannym biegiem użyła Teleportu. Nie zastanawiała się nad tym, gdzie się przeniosła. Całe szczęście było to jakieś odludzie.
"Idę wzdłuż dróżki polnej znajdującej się nieopodal lasu. Słońce leniwie chowa się za horyzont - zbliża się wieczór. Chłodny wiatr rozwiewa moje włosy w każdą z możliwych stron, przy okazji powodując nieprzyjemny chłód "przeszywający" moje całe ciało. Zapinam bluzę i zakładam kaptur na głowę. Robi mi się o wiele cieplej. Niebo staje się nieoczekiwanie zachmurzone, co sygnalizuje zbliżający się deszcz. Najgorsze w tym wszystkim jest to, iż nie mam gdzie się przed nim uchronić. Na dodatek nie mam pojęcia, gdzie jestem, poza tym, iż na jakiejś wsi. Przyspieszam kroku. Nie mija nawet pięć minut, kiedy zaczyna padać. Błyskawicznie jednak deszcz przeobraża się w ulewę. Biegnę do pobliskiego lasu i siadam pod pierwszym lepszym drzewem, chcąc choć minimalnie uchronić się przed zmoknięciem. Nie mam wystarczająco dużo energii, żeby użyć jakiegokolwiek - choćby najsłabszego - zaklęcia. Skulam się. Jestem już przemoknięta do suchej nitki. Zamykam oczy i nie zauważam, kiedy Morfeusz bierze mnie w swe objęcia. Zasypiam. Budzą mnie pierwsze promienie wstającego słońca. Świecą mi one prosto w twarz. Jest już poranek. Deszcz nie pada. Bardzo mnie to cieszy. Wstaję powoli i czuję pierwsze objawy słabego i niezbyt wygodnego wypoczynku - ból kręgosłupa. Dodatkowo - tak na "pocieszenie" - jestem cała mokra. Jest mi przez to strasznie zimno. Wchodzę na dróżkę polną i kontynuuję wędrówkę. Niewiele mocy wraca mi po śnie, co zbytnio mnie nie dziwi. Bez ustanku kieruję się prosto przed siebie. Nie mam pojęcia ile kilometrów przechodzę, gdy dostrzegam, hen w oddali, szosę, a przy niej stojącą tablicę - tę, która informuje ludzi, w jakiej miejscowości się obecnie znajdują. Jestem jednak zbyt daleko, aby móc cokolwiek z niej przeczytać. Bez zastanowienia zaczynam biec do szosy. W pewnym momencie potykam się i przewracam. Podnoszę się jednak szybko i ponawiam wcześniejszą czynność. Chwilę później jestem już na miejscu. Okazało się, iż znajduję się w Potdam. Do Nowego Jorku mam jeszcze około 388 mil! Bez wątpienia czeka mnie baaardzo długa droga... W takim razie ją sobie troszkę skrócę! Wzywam Czarodziejskiego Konia. Siadam na niego, po czym ukrywam nas przy użyciu Ukrycia. Po chwili tytan rusza w stronę do Nowego Jorku. Podróż trwa nie ubłagalnie długo. W końcu jednak docieram na miejsce - dom Honeyów. Odsyłam tytana do amuletu, podchodzę do drzwi. Pukam i nie czekając na odpowiedź wchodzę do środka".
"(...) - Kathy! Już po wszystkim Kathy!
- John! Ale on cię postrzelił w serce!
- ... Khe... Nic mi nie będzie. Ja nie mam serca.
- Ale John, do twojej informacji.. Wszyscy mają serce.
- Ale Kathy, moje serce należy do ciebie.
- To ja jestem ranna? (...)" xD
Avatar użytkownika
BlackRose
 
Posty: 2164
Dołączył(a): sobota, 26 stycznia 2013, 12:12

Re: Arena

Postprzez Angel4 » sobota, 19 października 2013, 11:57

(Ojej, ale ja tu dawno nie byłam!)

Lauren siedziała w salonie czytając książkę. Tak wiele czasu minęło. Nagle usłyszała dźwięk otwieranych drzwi.
- Beatrice? - zapytała wpatrując się w ciemny korytarz.
Do you believe in magic?

Olej szkołę, zostań ninja!

Eret: What game are you playing?
Czkawka: Game of thrones.


cracki rządzą :D

Obrazek
Avatar użytkownika
Angel4
 
Posty: 3404
Dołączył(a): czwartek, 29 grudnia 2011, 14:33
Lokalizacja: Lublin

Postprzez » sobota, 19 października 2013, 11:57

 

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Hydepark

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 7 gości

cron