Miałam pochwalić się jak tam było w górach, więc się pochwalę.
Było świetnie.
A teraz do rzeczy: szlaki w Polsce pewnie dobrze znacie, a jak nie znacie to łatwo je poznać. Dlatego więc opowiem o trasie słowackiej
Naszym celem był Wielki Rozsutec (po naszemu Rozsypaniec). Nie jest to szczyt szczególnie wysoki (nie leży także w Tatrach, lecz ok. 80km od masywu, w Małej Fatrze), aczkolwiek technicznie nie jest taki łatwy.
Wychodziliśmy przez Diery Dolne, a potem Diery Horne - tu pierwsze pozytywne zaskoczenie, bo to najciekawsza dolinka, jaką szłam. Prawie od samego początku mostki i kładki, wijące się pomiędzy wysokimi ścianami skalnymi w wąskich przesmykach.
Później dolina zaczyna się piąć w górę i zmienia nazwę na Diery Horne. Tu występują już co chwilę (w niektórych miejscach właściwie przez cały czas) schody i drabiny, rzadziej łańcuchy. Większość tych udogodnień jest metalowa, więc bywa ślisko, natomiast drabiny bywają zamontowane na d dużymi spadkami - osobom z jakimś szczególnym lękiem wysokości odradzam, bo ciężko jest zawrócić jak komuś coś się nie spodoba.
Przez całą drogę towarzyszył nam też taki uroczy strumyczek. Podobno na wiosnę zdarza się, że wodospady zalewają drabinki.
Z dolinki wychodzi się na Przełęcz Między Rozsutcami. Jest tam taka polanka z widokiem na obydwa szczyty, a szlak rozdziela się.
Mały Rozsutec jest niższy, ale szlak podobno jest dużo bardziej wymagający, niż na Wielki. Z tego co pamiętam nie trzeba mieć przewodnika, ale jest trochę wspinaczki.
Szlak na Wielki rozsutec zaczyna się podejściem, bez atrakcji wprawdzie, ale trochę męczącym. Później wychodzi się wreszcie ponad granicę lasu i zaczynają się łańcuchy. Przed samym szczytem jest ich całkiem sporo. W międzyczasie można podziwiać też nieziemskie widoki.
Na szczycie stoi krzyż. Dookoła rozciągają się widoki na Małą Fatrę, Wielką Fatrę, Tatry i inne góry Słowacji.
Schodziliśmy inną trasą. Też były łańcuchy, nawet może odrobinę trudniejsze, ale mniej.
W tamtym roku byliśmy natomiast na Siwym Wierchu w słowackich Tatrach Zachodnich. Trasa była dłuższa, ale mniej wymagająca technicznie (było kilka łańcuchów, na których trzeba się było podciągać, ale mało). Najciekawiej robiło się w okolicach szczytu, gdzie chodziło się między wielkimi, sterczącymi głazami. Oczywiście, widoki nieziemskie